Gobi – pustynia jak z innej planety
„Gobi ma w sobie żarliwość modlitwy i martwy chłód przekleństwa” – napisał jakiś kronikarz, a my, którzy od kilku dni przemierzamy te tereny, mamy okazję zrozumieć znaczenie jego słów.
Przed jurtą, odwiecznym filcowym namiotem koczujących pasterzy, sędziwa kobieta składa pocałunek na czole mężczyzny, który jeszcze przed chwilą miał na sobie mundur generała mongolskiej armii. Jest tak, jakby czas zatrzymał się w wielkiej azjatyckiej epopei w chwili, gdy waleczny Czyngis-chan opuszczał rodzinę, by wyruszyć na podbój nowych dalekich ziem.
Scena pożegnania musiała wyglądać podobnie. Tylko że teraz chodzi o wyprawę na pustynię Gobi, a spadkobiercą wielkiego wodza, mężczyzną, który właśnie opuszcza swoją jurtę, jest Gurragczaa, kosmonauta – bohater narodowy, symbol współczesnej Mongolii.
Potomkowie Czyngis-chana
Kiedy na początku lat 90. odwiedziłem Mongolię, imię wojennego geniusza Czyngis-chana, bezwzględnego władcy szerzącego śmierć i spustoszenie, który w ciągu trzech dziesięcioleci zbudował wielkie scentralizowane imperium, nie istniało w podręcznikach historii. Na początku, po wielu latach i niezliczonych walkach z innymi plemionami, stał się władcą wszystkich mongolskich ziem, po czym podbił Azję Środkową, Zakaukazie, Iran i Irak, zajmując ziemie aż po wybrzeże Morza Śródziemnego.
Najokrutniejszy zdobywca wszech czasów przeszedł do historii jako brutalny ciemiężca, militarny geniusz i niemal półbóg. Krwawy władca stworzył najrozleglejsze z imperiów i...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)


